Etykiety

piątek, 19 lipca 2013

Po morzu i namiotach, czyli sprawozdanie z Rubiatowa oczami Kika part 1.

     W końcu na tym blogu zagości notka od innego autora niż Reno - Uwaga, Uwaga - nadchodzi pierwszy post Kika! (tego brzydszego). Podobno mój wystrzałowy pseudonim się nie odmienia. Przynajmniej Reno tak mówi. W każdym razie nie ważne.

     Parę dni temu wróciliśmy z przyjaciołami z długo wcześniej wyczekiwanej wyprawy nad morze. Plany na nią zaczynały się już kształtować parę miesięcy wcześniej, a właściwie duża większość została ogarnięta tuż przed wyjazdem, jak zwykle, na ostatnią chwilę. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy tak nie zrobili :)

      Miejscowość jaką wybraliśmy na wspólny wypad to doskonale większości znane Lubiatowo (na czas wycieczki ochrzczone przez naszą grupę jako Rubiatowo). Z wszystkich propozycji transportu jakie rozważaliśmy, ostatecznie, prawie jednogłośnie wybrany został... PolskiBus! Wygodna i w sumie cenowo porównywalna alternatywa dla pociągowego TLK. I przede wszystkim szybsza, bo jak wiadomo opóźnienia w okolicach godziny czy dwóch na trasie, to standard dla PKP. Wszyscy poza tym chcieliśmy dowieźć nasze tyłki w wygodnych fotelach, w autokarze z Wi-Fi i poczęstunkiem (fajna, słodka bułka), ale co najważniejsze - na piętrze! Audycja zawierała lokowanie produktu, przepraszam, ale podróż z PolskimBusem to czysta przyjemność!

     Jak będziecie kiedykolwiek chcieli dostać się do jednego w większych polskich miast, ale i bliższych europejskich stolic, jak na przykład Berlin, Praga i Wiedeń, to zdecydowanie opcja dla Was. Jak często powtarza sama firma, ceny biletów na wszystkich trasach zaczynają się od 1zł plus 1zł opłaty rezerwacyjnej, czyli teoretycznie możemy zrezygnować z np. paczki chipsów i załatwić sobie wycieczkę w jakieś fajne miejsce.

     W praktyce, rzeczywiście w niektórych przypadkach tak to wygląda, ceny biletów zależą poniekąd od nas samych, bo im wcześniej zarezerwujemy bilet, tym mniej zapłacimy. Ludzi którzy za owe dwie złotówki jeździli nie znam, ale znam osobę, która dostała się w sezonie letnim do Białegostoku za 5zł. Da się? Jak najbardziej, tylko trzeba się trochę pointeresować i wcześniej zaplanować. Nam udało się z Warszawy do Gdańska dostać za 47zł za osobę (plus jeden złoty za rezerwację ;) na początku drugiego tygodnia lipca, więc wcale nie jest źle.
   
     Zainteresowanych odsyłam na stronę główną, oczywiście w stylu w jakim zapodaje ją przemiła pani w samym autokarze, w trakcie wycieczki. Przemawia do Nas zawsze w dwóch językach, polskim i angielskim z idealnym brakiem akcentu. Nam przypadła do gustu bardziej wersja druga: Czek ałt ałer łebsite: dablju-dablju-dabju, polsky-bas dat cam.

     Po przyjeździe do Gdańska, mieliśmy mieć planowo około godziny wolnego. Zupełnie przypadkowo już w okolicach peronu, któreś z Nas wyczaiło, że jest pociąg w tę samą stronę odjeżdża za... ? 15 MINUT! Pędem kupiliśmy bilety, wdrapaliśmy się z bagażami na peron i wsiedliśmy. Godzinna podróż, przynajmniej mi upływała dosyć sennie, kiedy to przebudził mnie pan kontroler. Zacząłem przetrząsać najpierw kieszenie, potem portfel, plecak. Znikł, nie mam biletu. Wszyscy już sprawdzeni, zostałem tylko ja. Nie no to byłoby strasznie głupie, gdybym miał teraz wysiadać, zacząłem lekko panikować, pamiętałem dokładnie jak na początku trzymałem go wsiadając tutaj. W pewnym momencie, szybkie, niepewne spojrzenie na podłogę. JEST! Oczywiście, kiedy spałem musiał po prostu wysunąć mi się z ręki. No nic, jedziemy dalej, wszystko spoko. Już nie dałem rady ponownie zasnąć.

     Po ponad 40 stacjach w końcu Wejherowo. Wysiedliśmy, wyszliśmy z peronu, weszliśmy na ulicę, siadamy na schodkach pod kioskiem. Wszystkie tobołki położone obok, my z Patem za chwilę wcinamy hot-dogi a dziewczyny? Ciuchy, ciuchy, wielki trip po wejherowskich szmatexach!!
"-Będziemy za pół godziny maksymalnie. - Jesteście pewne? - Tak, tak, oczywiście!"
Poczekaliśmy trochę, minęło pół godziny, godzina - spoko. Do autobusu zostało tylko 20 minut - coo? Już 10, ale... są! Na szczęście czekanie opłaciło się, dostaliśmy w nagrodę zajebiste, surferskie koszule. Teraz szybko, autobus, bilety i w drogę ostatnim przewidzianym środkiem transportu.

Po kolejnej godzinie w trasie w końcu. Kopalino. Teraz do naszego pola namiotowego i morza zostało jedynie 3 km! Wypakowani, zmordowani i szczęśliwi ruszyliśmy w drogę, przez pola i lasy, do celu naszej wycieczki.

cdn.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz