Film jaki wybrałem w dniu niespodzianki idealnie wpasował się w nasze zainteresowania. Szalona komedia romantyczna, w ktorej główny bohater, miłosny pechowiec, marzy o zdobyciu dziewczyny. Do tej pory nie wychodziło mu to wcale, lecz pewnego dnia, z pomocą przychodzi ojciec, który zdradza mu rodzinną tajemnicę. Wszyscy mężczyźni w jego rodzinie posiadają niezwykły dar - umieją odbywać podróże w czasie (dafuq?). Owe podróże jednak, mogą ograniczać się tylko do ich własnego życia i tylko do wydarzeń, które miały już miejsce. Próbuje on wykorzystać to do swojego celu...
Fabuła, przynajmniej z początku wydała mi się denna, ale jakoś mam sentyment do takich produkcji. Po obejrzeniu, wcale się nie rozczarowaliśmy, a wręcz przeciwnie. Zdecydowanie polecamy wszystkim!
Wchodząc na salę kinową, okazało się, że oprócz nas jest jeszcze 8 osób. Cztery pary ;) Poniżej zwiastun filmu:
O tutaj
O tutaj
Po kinie, godzina 18, Reno myśli, że to już pora wracać do domu a tu... Gra w kalambury. Przez kilka stacji metra i całą Chmielną próbowałem objaśnić jedynie gestami "Ulica Foksal 17, włoska restauracja". Najdłużej męczyliśmy się z cząstka foks- z którą również było najwięcej śmiechu :) W końcu, przy Nowym Świecie, zagadka rozwiązana! Śmiech Reno z pokazania gondoliera i jego "włochów" - bezcenne.
ukradzione z www.kregliccy.pl |
Jeszcze przed wejściem do Chianti, rzuciły się nam w oczy rozmaryn i bazylia, rosnące tuż przy wejściu do trattorii. Po wejściu, również fajne akcenty. Wystrój, obsługa, jedzenie - idealne. Tuż po złożeniu zamówienia, na naszym stole pojawił się przepyszne antipasti - Ravioli z sezonowym nadzieniem z borowikami.
Reno wzięła sobie Tagiatelle con Gamberoni, tagiatelle z krewetkami i rukolą, w śmietankowym sosie z jabłkiem i curry. Ja zamówiłem, za poleceniem kelnera, makaron w sosie borowikowo-truflowym. Do tego dwie lampka ich własnego czerwonego wytrawnego wina z regionu Toscana, sangioveze, które przypomniało nam, dopiero co zakończoną, włoską podróż.
(Edit: Reno (zawsze muszę się wtrącić) Wino nie było najdroższe, ale mimo to z wyraźną nutą suszonych owoców, nie kwaśne jak to się często u nas zdarza, ale nasycone owocami. Chociaż, w Polsce wolę vino dolce to było Prze-py-szne!)
(Edit: Reno (zawsze muszę się wtrącić) Wino nie było najdroższe, ale mimo to z wyraźną nutą suszonych owoców, nie kwaśne jak to się często u nas zdarza, ale nasycone owocami. Chociaż, w Polsce wolę vino dolce to było Prze-py-szne!)
Z pewnością stwierdzamy, że borowiki które podano nam tamtego wieczora, były najlepszymi jakie kiedykolwiek próbowaliśmy. Nie zdążyliśmy niestety odkryć na miejscu jak zostały przygotowane (co zawsze lubimy robić ;), ale przynajmniej mamy kolejną rzecz dla której warto odwiedzić tą restaurację ponownie.
pewnie :) jak tylko będę planować wypad do stolicy to napiszę na blogu! :)
OdpowiedzUsuń